Jest to moja następna pozycja do Tygodnia Kuchni Staropolskiej. Przepis zaczerpnęłam z książki "365 obiadów" Lucyny Ćwierczakiewiczowej - KAW - wybór i opracowanie Jana Kalkowskiego. Mam tę wygodę, że kilka ulic dalej w malutkim sklepiku zamawiam telefonicznie jakie chcę ryby i w umówionym terminie odbieram zamówienie. Przepis ten robiłam już kilka razy, zawsze z ryby w dzwonkach, albo z filetów ze skórą. Tym razem zażyczyłam sobie świeży filet bez skóry - i taki kupiłam. Podam przepis autorki książki i moje wykonanie.
Składniki
sandacz lub szczupak (ja miałam 70 dkg sandacza bez skóry)
oliwa z oliwek
spora biała cebula (koniecznie biała)
pęczek zielonej pietruszki
sok z 1 cytryny
sól, pieprz (najlepiej biały)
Według L. Ćwierczakiewiczowej oczyszczoną rybę rozpłatać, pokrajać na dzwonka i osolić. Niech poleży kilka godzin. Do tej pory tak robiłam, tylko każde dzwonko przekrawałam pionowo na pół, usuwając przy okazji ość grzbietową. Tym razem filet podzieliłam na trzy podłużne porcje, dostosowując je rozmiarami do półmiska, na którym miała leżeć. Po posoleniu odpoczywała tylko godzinę.
Póżniej rozgrzałam na patelni oliwę i na małym ogniu smażyłam filety bez posypywania czymkolwiek, bacząc żeby ryba się usmażyła, ale nie zrumieniła. Powinna pozostać biała.
W czasie, kiedy ryba leżała posolona, drobno posiekałam obraną cebulę i natkę pietruszki. Gdy ryba już była gotowa, na dno półmiska wsypałam trochę pietruszki z cebulą, na to położyłam porcję gorącej ryby, oprószyłam pieprzem, posypałam sporo cebuli z natką, kropiąc dość obficie (ale bez przesady) sokiem z cytryny. Tak samo postąpiłam z dwoma następnymi kawałkami gorącej ryby. Przykryłam drugim półmiskiem i zostawiłam w chłodzie (lodówka) do następnego dnia, czyli do dzisiaj.
Według autorki przepisu - ryba taka podana na drugi dzień po jej przyrządzeniu jest wyborna. - Już próbowałam, rzeczywiście jest wyborna.
Można ją też zrobić polewając, zamiast cytryną, mocnym octem estragonowym. Nie próbowałam, choć miałam na to chęć, ale okazało się, że mam tylko ocet rozmarynowy i nie chciałam ryzykować zbyt dużej zmiany smaku.
Składniki
sandacz lub szczupak (ja miałam 70 dkg sandacza bez skóry)
oliwa z oliwek
spora biała cebula (koniecznie biała)
pęczek zielonej pietruszki
sok z 1 cytryny
sól, pieprz (najlepiej biały)
Według L. Ćwierczakiewiczowej oczyszczoną rybę rozpłatać, pokrajać na dzwonka i osolić. Niech poleży kilka godzin. Do tej pory tak robiłam, tylko każde dzwonko przekrawałam pionowo na pół, usuwając przy okazji ość grzbietową. Tym razem filet podzieliłam na trzy podłużne porcje, dostosowując je rozmiarami do półmiska, na którym miała leżeć. Po posoleniu odpoczywała tylko godzinę.
Póżniej rozgrzałam na patelni oliwę i na małym ogniu smażyłam filety bez posypywania czymkolwiek, bacząc żeby ryba się usmażyła, ale nie zrumieniła. Powinna pozostać biała.
W czasie, kiedy ryba leżała posolona, drobno posiekałam obraną cebulę i natkę pietruszki. Gdy ryba już była gotowa, na dno półmiska wsypałam trochę pietruszki z cebulą, na to położyłam porcję gorącej ryby, oprószyłam pieprzem, posypałam sporo cebuli z natką, kropiąc dość obficie (ale bez przesady) sokiem z cytryny. Tak samo postąpiłam z dwoma następnymi kawałkami gorącej ryby. Przykryłam drugim półmiskiem i zostawiłam w chłodzie (lodówka) do następnego dnia, czyli do dzisiaj.
Według autorki przepisu - ryba taka podana na drugi dzień po jej przyrządzeniu jest wyborna. - Już próbowałam, rzeczywiście jest wyborna.
Można ją też zrobić polewając, zamiast cytryną, mocnym octem estragonowym. Nie próbowałam, choć miałam na to chęć, ale okazało się, że mam tylko ocet rozmarynowy i nie chciałam ryzykować zbyt dużej zmiany smaku.
Ostatnią edycję dokonał moderator: