- Maj 27, 2007
- 1,245
- 0
- 0
Gnocchi robię tradycyjnie:
- ugotowane ziemniaki studzę i mielę przez maszynkę do mięsa razem ze szpinakiem, który wcześniej rozmrażam i duszę na patelni, na odrobinie masła z niewielką ilością vegety, pieprzu i czosnku.
Kiedy jest już dobry, odparowuję nadmiar wody, aby szpinak był suchy.
Jeśli mam świeży szpinak - w listkach... płuczę go i odrywam ogonki, siekam dość drobno i wrzucam do garnka z łyżką masła i kilkoma łyżkami wody - duszę do miękkości, doprawiam i odparowuję nadmiar soku. Mielę potem z ziemniakami.
Na kilogram ziemniaków dodaję nie więcej, niż 30 dag gotowego szpinaku (czyli ok. 1/3 wagi ziemniaków) - objętościowo też można powiedzieć, że gdzieś 1/3.
Dosypuję 2-3 łyżki mąki ziemniaczanej oraz mąkę pszenną. Trudno powiedzieć ile mąki pszennej, ponieważ każda mąka jest inna, każde ziemniaki po ugotowaniu mają inną wilgotność, a i szpinak bywa mniej lub bardziej mokry.
Ciasto powinno być zwarte, ale dość miękkie i plastyczne.
Formuję z niego wałeczek i kroję skośnie na niewielkie kopytka.
Gotuję w osolonej wodzie z dodatkiem 2-3 łyżek oleju.
Po ugotowaniu odcedzam i przekładam do pojemnika z chłodną wodą - by się nie sklejały podczas przechowywania. Po 2-3 minutach odcedzam i przekładam do pojemnika - by można było nakryć i wstawić do lodówki.
Jeśli mają być jedzone od razu po ugotowaniu - wtedy na sporej patelni rozpuszczam masło z odrobiną oleju lub smalcu, albo smalec ze skwarkami i wykładam kopytka łyżką cedzakową wprost z garnka - mieszam i podaję.
Lubię też jeść je z kwaśną śmietaną i pokruszonym białym serem oraz odrobiną skwarków.
Ostatnio jadałam z pokruszonym serem pleśniowym lub bryndzą.
Zawsze robię na oko, dlatego nawet pomimo posiadania konkretnego przepisu, nie stosuję go, bo wiadomo, że nie można przy takich potrawach bardzo dokładnie określić ilości składników.
Mam nadzieję, że się udadzą
Gnocchi takie jadłam we Włoskich Alpach, u pewnej Pani, gdzie mieszkałam
Czasami zadziwiało mnie podobieństwo Jej potraw, do znanych mi, głównie z kuchni mojej mamy
Czasami robię je w drobniejszej postaci, jako haluški znane w Czechach i Słowacji.
- ugotowane ziemniaki studzę i mielę przez maszynkę do mięsa razem ze szpinakiem, który wcześniej rozmrażam i duszę na patelni, na odrobinie masła z niewielką ilością vegety, pieprzu i czosnku.
Kiedy jest już dobry, odparowuję nadmiar wody, aby szpinak był suchy.
Jeśli mam świeży szpinak - w listkach... płuczę go i odrywam ogonki, siekam dość drobno i wrzucam do garnka z łyżką masła i kilkoma łyżkami wody - duszę do miękkości, doprawiam i odparowuję nadmiar soku. Mielę potem z ziemniakami.
Na kilogram ziemniaków dodaję nie więcej, niż 30 dag gotowego szpinaku (czyli ok. 1/3 wagi ziemniaków) - objętościowo też można powiedzieć, że gdzieś 1/3.
Dosypuję 2-3 łyżki mąki ziemniaczanej oraz mąkę pszenną. Trudno powiedzieć ile mąki pszennej, ponieważ każda mąka jest inna, każde ziemniaki po ugotowaniu mają inną wilgotność, a i szpinak bywa mniej lub bardziej mokry.
Ciasto powinno być zwarte, ale dość miękkie i plastyczne.
Formuję z niego wałeczek i kroję skośnie na niewielkie kopytka.
Gotuję w osolonej wodzie z dodatkiem 2-3 łyżek oleju.
Po ugotowaniu odcedzam i przekładam do pojemnika z chłodną wodą - by się nie sklejały podczas przechowywania. Po 2-3 minutach odcedzam i przekładam do pojemnika - by można było nakryć i wstawić do lodówki.
Jeśli mają być jedzone od razu po ugotowaniu - wtedy na sporej patelni rozpuszczam masło z odrobiną oleju lub smalcu, albo smalec ze skwarkami i wykładam kopytka łyżką cedzakową wprost z garnka - mieszam i podaję.
Lubię też jeść je z kwaśną śmietaną i pokruszonym białym serem oraz odrobiną skwarków.
Ostatnio jadałam z pokruszonym serem pleśniowym lub bryndzą.
Zawsze robię na oko, dlatego nawet pomimo posiadania konkretnego przepisu, nie stosuję go, bo wiadomo, że nie można przy takich potrawach bardzo dokładnie określić ilości składników.
Mam nadzieję, że się udadzą

Gnocchi takie jadłam we Włoskich Alpach, u pewnej Pani, gdzie mieszkałam

Czasami zadziwiało mnie podobieństwo Jej potraw, do znanych mi, głównie z kuchni mojej mamy

Czasami robię je w drobniejszej postaci, jako haluški znane w Czechach i Słowacji.
Ostatnią edycję dokonał moderator: