Strona główna
Fora
Nowe posty
Przeszukaj fora
Co nowego?
Nowe posty
Nowe komentarze profilowe
Ostatnia aktywność
Użytkownicy
Zarejestrowani użytkownicy
Aktualnie online
Nowe komentarze do profilów
Szukaj komentarzy do profilów
Logowanie
Rejestracja
Szukaj
Szukaj wyłącznie po tytułach wątków
Przez:
Szukaj wyłącznie po tytułach wątków
Przez:
Nowe posty
Przeszukaj fora
Menu
Aplikacja forum
Instaluj
Odpowiedź w wątku
Strona główna
Fora
Przepisy
Pieczywo
Pieczywo na zakwasie
CHLEB NA ZAKWASIE (garsc informacji i porad dla poczatkujacych)
JavaScript is disabled. For a better experience, please enable JavaScript in your browser before proceeding.
Twoja przeglądarka jest nieaktualna i może wyświetlać tę stronę nieprawidłowo.
Powinieneś zaktualizować ją lub skorzystać z
alternatywnej przeglądarki
.
Wiadomość
<blockquote data-quote="dorajl" data-source="post: 215000" data-attributes="member: 847"><p>Przepraszam, że wtrącam swoje trzy grosze między mistrzów, bo ja, głupia, cały czas myślałam, że robię ciasto zakwaszone, skrótowo zwane, nie tylko przeze mnie, zakwasem (wiem, wiem przedkwas, półkwas itp.- studiowałam Wasze rady z uwagą przez tygodnie, zanim w końcu coś upiekłam).</p><p>Ale daję Wam słowo honoru, że TO, czego używam do pieczenia, jakkolwiek by TO COŚ nazwać, zachowuje się identycznie jak zakwas.</p><p>Podnosi ciasto z każdej mąki, a dodaję go dokładnie tyle, ile w przepisach. Również Waszych. To co TO jest? <img src="data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7" class="smilie smilie--sprite smilie--sprite42" alt=":gruebel:" title="Smile :gruebel:" loading="lazy" data-shortname=":gruebel:" /></p><p>Bo przecież nie może być zakwasem (znaczy ciastem zakwaszonym), skoro robię go inaczej, w sposób wręcz prymitywnie nieskomplikowany.</p><p></p><p>Zacznę od króla Ćwieczka, czyli od tego, że za ciężkiej komuny nie można było, jak teraz, pójść sobie ot tak do sklepu i kupić za pół darmo prawdziwego żuru w butelce. Więc go przez lata robiłam sama. Zwyczajnie: </p><p>odrobina poprzedniego żuru (zaczątek) + mąka żytnia + letnia woda (ewentualnie + czosnek i przyprawy). Stała sobie ta mieszanina w ciepłym i ciemnym miejscu przez kilka dni i dojrzewała, czyli kwaśniała. </p><p>Oczywiście taki kwas nie musiał niczego podnosić, poza walorami smakowymi, ale piszę o tym, ponieważ zastosowałam zasadę podobną, do wytworzenia zakwasu chlebowego. Nie pamiętam już kto mi ją "sprzedał".</p><p></p><p>* Kubek mąki żytniej+ kubek letniej wody i odrobina zakwasu z nadwyżki poprzedniego wyrobu. Jeśli nie ma się nic - to daje się tylko mąkę i wodę, ale operacją może trwać więcej dni i sukces nie jest murowany. Potem jest już z górki. Trzeba zostawić mieszankę w ciepłym miejscu. Oczywiście przykryć, (wcześniej wyparzone) naczynie tak, żeby zakwas oddychał - np. podziurawionym pergaminem, przytwierdzonym gumką. Tradycja każe też ten np. słoik włożyć, powiedzmy - w papierową torbę, żeby zakwas miał ciemniej, ale jej nie zamykać, bo słoik już ma ten pergamin, czy inny papier w miejscu zakrętki. </p><p>* Po 24 godz. odlać trochę i dodać znowu po kubku mąki i wody, wymieszać drewnianą łyżką.</p><p>* Trzeciego dnia to samo, ale bez odlewania części zakwasu. </p><p>Wszystko.</p><p>Ja jednak od dawna nie odlewam drugiego dnia nic, a dodaję rzadko aż po kubku mąki, natomiast za każdym razem więcej mąki niż wody. Teraz już umiem na oko ocenić, jaką konsystencję powinna mieć ta mieszanina i na oko sypię mąki, wlewam trochę wody, żebym następnego dnia nie musiała zbierać rozmnożonych "dzikusów" z podłogi. </p><p>Bo mój słój stoi, póki zima, na podłodze koło kaloryfera. Cały czas. Nie wykonuję żadnych sztuk ze zmianą temperatury, nie dokarmiam drożdży co kilka godzin, tylko raz na dobę (poza sytuacją, kiedy wiem, że muszę szybko zmienić plany i upiec chleb wcześniej). Biorę zakwas ze słoja już następnego dnia albo za dwa - trzy dni. Tak jak piekę. Pełny luz.</p><p>Nigdy jednak nie trzymam go na zewnątrz dłużej niż trzy dni i nawet nieprzerobiony ląduje w lodówce.</p><p>Ten sposób podaję dalej i nikt ze znajomych nie skarżył się, że mu chleb nie wyszedł. </p><p>Zauważyłam, że kiedy zaczynałam o tych fazach, temperaturach... popłoch w ich oczach zamieniał się w panikę, a po co ich zniechęcać na początku.</p><p>No więc, co ja tak naprawdę robię w tym słoju?</p><p>A w kuchni na stole leży piękny, pachnący razowiec z ziemniakami, świeżo upieczony na tym CZYMŚ...</p><p></p><p> <img src="data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7" class="smilie smilie--sprite smilie--sprite55" alt=":wink:" title="Smile :wink:" loading="lazy" data-shortname=":wink:" /></p></blockquote><p></p>
[QUOTE="dorajl, post: 215000, member: 847"] Przepraszam, że wtrącam swoje trzy grosze między mistrzów, bo ja, głupia, cały czas myślałam, że robię ciasto zakwaszone, skrótowo zwane, nie tylko przeze mnie, zakwasem (wiem, wiem przedkwas, półkwas itp.- studiowałam Wasze rady z uwagą przez tygodnie, zanim w końcu coś upiekłam). Ale daję Wam słowo honoru, że TO, czego używam do pieczenia, jakkolwiek by TO COŚ nazwać, zachowuje się identycznie jak zakwas. Podnosi ciasto z każdej mąki, a dodaję go dokładnie tyle, ile w przepisach. Również Waszych. To co TO jest? :gruebel: Bo przecież nie może być zakwasem (znaczy ciastem zakwaszonym), skoro robię go inaczej, w sposób wręcz prymitywnie nieskomplikowany. Zacznę od króla Ćwieczka, czyli od tego, że za ciężkiej komuny nie można było, jak teraz, pójść sobie ot tak do sklepu i kupić za pół darmo prawdziwego żuru w butelce. Więc go przez lata robiłam sama. Zwyczajnie: odrobina poprzedniego żuru (zaczątek) + mąka żytnia + letnia woda (ewentualnie + czosnek i przyprawy). Stała sobie ta mieszanina w ciepłym i ciemnym miejscu przez kilka dni i dojrzewała, czyli kwaśniała. Oczywiście taki kwas nie musiał niczego podnosić, poza walorami smakowymi, ale piszę o tym, ponieważ zastosowałam zasadę podobną, do wytworzenia zakwasu chlebowego. Nie pamiętam już kto mi ją "sprzedał". * Kubek mąki żytniej+ kubek letniej wody i odrobina zakwasu z nadwyżki poprzedniego wyrobu. Jeśli nie ma się nic - to daje się tylko mąkę i wodę, ale operacją może trwać więcej dni i sukces nie jest murowany. Potem jest już z górki. Trzeba zostawić mieszankę w ciepłym miejscu. Oczywiście przykryć, (wcześniej wyparzone) naczynie tak, żeby zakwas oddychał - np. podziurawionym pergaminem, przytwierdzonym gumką. Tradycja każe też ten np. słoik włożyć, powiedzmy - w papierową torbę, żeby zakwas miał ciemniej, ale jej nie zamykać, bo słoik już ma ten pergamin, czy inny papier w miejscu zakrętki. * Po 24 godz. odlać trochę i dodać znowu po kubku mąki i wody, wymieszać drewnianą łyżką. * Trzeciego dnia to samo, ale bez odlewania części zakwasu. Wszystko. Ja jednak od dawna nie odlewam drugiego dnia nic, a dodaję rzadko aż po kubku mąki, natomiast za każdym razem więcej mąki niż wody. Teraz już umiem na oko ocenić, jaką konsystencję powinna mieć ta mieszanina i na oko sypię mąki, wlewam trochę wody, żebym następnego dnia nie musiała zbierać rozmnożonych "dzikusów" z podłogi. Bo mój słój stoi, póki zima, na podłodze koło kaloryfera. Cały czas. Nie wykonuję żadnych sztuk ze zmianą temperatury, nie dokarmiam drożdży co kilka godzin, tylko raz na dobę (poza sytuacją, kiedy wiem, że muszę szybko zmienić plany i upiec chleb wcześniej). Biorę zakwas ze słoja już następnego dnia albo za dwa - trzy dni. Tak jak piekę. Pełny luz. Nigdy jednak nie trzymam go na zewnątrz dłużej niż trzy dni i nawet nieprzerobiony ląduje w lodówce. Ten sposób podaję dalej i nikt ze znajomych nie skarżył się, że mu chleb nie wyszedł. Zauważyłam, że kiedy zaczynałam o tych fazach, temperaturach... popłoch w ich oczach zamieniał się w panikę, a po co ich zniechęcać na początku. No więc, co ja tak naprawdę robię w tym słoju? A w kuchni na stole leży piękny, pachnący razowiec z ziemniakami, świeżo upieczony na tym CZYMŚ... :wink: [/QUOTE]
Wprowadź cytat...
Weryfikacja
Odpowiedz
Strona główna
Fora
Przepisy
Pieczywo
Pieczywo na zakwasie
CHLEB NA ZAKWASIE (garsc informacji i porad dla poczatkujacych)
Top
Bottom