Przepis zaczerpnęłam z miesięcznika "Kuchnia". Intrygował mnie ten dżem i zdjęcie, które tam było. No więc zrobiłam i obdarowałam większym słoiczkiem moich kuzynów, w zamian za co odwdzięczyli się zdjęciem.
Składniki
50 dkg szalotek (2 siateczki z supermarketu)
2 łyżki oleju ryżowego lub innego bezwonnego (ja wzięłam oliwę)
1/2 łyżeczki soli morskiej (miałam tylko grubą sól ciechocińską)
szczypta czarnego pieprzu
1/2 szklanki piwa (jasnego)
1/4 szklanki cukru trzcinowego
2 łyżki miodu (dałam gryczany, może być inny)
3 łyżki octu balsamicznego
8 drobno posiekanych śliwek węgierek świeżych, mrożonych lub suszonych albo rodzynków (dałam
śliwki kalifornijskie)
1 czubata łyżka kakao ( u mnie bez czubka)
Szalotki obrałam i pokroiłam w dość cienkie półplasterki. Żmudna praca, a szalotek zostaje gdzieś 45 dkg i tak powinno być. W rondlu rozgrzałam oliwę (olej) i smażyłam na niej szalotki z solą i pieprzem na małym ogniu, aż stały się dość miękkie i przejrzyste, co trwało około 10 minut. Wtedy dodałam resztę składników i gotowałam, aż szalotki zaczęły się karmelizować. Należy często mieszać, żeby nie przywarły do rondla. Kiedy dżem jest lekko brązowy i lepki, przekładamy go do słoików. A ja w tym miejscu popełniłam chyba błąd, bo smażyłam dżem aż do wygotowania całego płynu, przez co stał się nazbyt ciemny. Nie miało to jednak wpływu na smak, który mnie mile zadziwił. Jest słodki, jak każdy dżem, czuć w nim szalotki, nie czuć kakao i jest doskonały do wszelkich mięs na ciepło, zimno, wędlin, pasztetów, serów, a nawet chleba z masłem. Można go przetrzymywać w lodówce przez 2 miesiące. U mnie oczywiście tyle nie wytrzyma. Wyszły mi z tej porcji 2 słoiki: jeden większy niż dżemowy, a drugi o połowę mniejszy. Dżemu używa się w niewielkich ilościach, więc starcza na dłużej. Zachęcam do spróbowania. Ja powtórzę ten przepis, tylko będę dżem krócej smażyła. Znakomita odmiana dla innych słodkich przetworów do wytrawnych potraw.

Składniki
50 dkg szalotek (2 siateczki z supermarketu)
2 łyżki oleju ryżowego lub innego bezwonnego (ja wzięłam oliwę)
1/2 łyżeczki soli morskiej (miałam tylko grubą sól ciechocińską)
szczypta czarnego pieprzu
1/2 szklanki piwa (jasnego)
1/4 szklanki cukru trzcinowego
2 łyżki miodu (dałam gryczany, może być inny)
3 łyżki octu balsamicznego
8 drobno posiekanych śliwek węgierek świeżych, mrożonych lub suszonych albo rodzynków (dałam
śliwki kalifornijskie)
1 czubata łyżka kakao ( u mnie bez czubka)
Szalotki obrałam i pokroiłam w dość cienkie półplasterki. Żmudna praca, a szalotek zostaje gdzieś 45 dkg i tak powinno być. W rondlu rozgrzałam oliwę (olej) i smażyłam na niej szalotki z solą i pieprzem na małym ogniu, aż stały się dość miękkie i przejrzyste, co trwało około 10 minut. Wtedy dodałam resztę składników i gotowałam, aż szalotki zaczęły się karmelizować. Należy często mieszać, żeby nie przywarły do rondla. Kiedy dżem jest lekko brązowy i lepki, przekładamy go do słoików. A ja w tym miejscu popełniłam chyba błąd, bo smażyłam dżem aż do wygotowania całego płynu, przez co stał się nazbyt ciemny. Nie miało to jednak wpływu na smak, który mnie mile zadziwił. Jest słodki, jak każdy dżem, czuć w nim szalotki, nie czuć kakao i jest doskonały do wszelkich mięs na ciepło, zimno, wędlin, pasztetów, serów, a nawet chleba z masłem. Można go przetrzymywać w lodówce przez 2 miesiące. U mnie oczywiście tyle nie wytrzyma. Wyszły mi z tej porcji 2 słoiki: jeden większy niż dżemowy, a drugi o połowę mniejszy. Dżemu używa się w niewielkich ilościach, więc starcza na dłużej. Zachęcam do spróbowania. Ja powtórzę ten przepis, tylko będę dżem krócej smażyła. Znakomita odmiana dla innych słodkich przetworów do wytrawnych potraw.
Załączniki
Ostatnią edycję dokonał moderator: