Ponieważ już poczułam się lepiej, czas wrócić do naszego grzańca. Zdecydowałyśmy się na duńską wersję przepisu Bei. Najpierw podałam faszerowanego szczupaka, żeby żołądki nie były puste przed takim alkoholowym wyzwaniem, a następnie przeszłyśmy do przygotowywania zapowiedzianego grzańca. Ponieważ nie wiem, czy Bea życzy sobie, żebym zamieszczała przepisy z jej blogu, podaję za autorką linka:
http://www.beawkuchni.com/2012/12/korzenny...gl%C3%B8gg.html
Radzę przestudiować cały wpis, nosi on tytuł:
Korzenny syrop z czarnej porzeczki i skandynawski glog
Włos zjeżył mi się na głowie, jak zobaczyłam, że każda z „dziewczyn” przyniosła
butelkę wina. Spokojnie, nie spiesząc się, zabrałyśmy się do przygotowywania
tych wspaniałości. Doprawiałyśmy, mieszałyśmy, smakowałyśmy, aż wyszedł ten
doskonały smak. Całe szczęście, że mam w domu spore zapasy przypraw z różnych
stron świata. Przydały się. Największą trudność sprawiło nam nalewanie gorącego
grzańca do szklanek z grubym dnem, pasujących bardziej do whisky. Ale od czego
są stare metody babci. Po metalowej łyżeczce włożonej do szklanki, udało się
napełnić je gorącym winem.Zadowolone, rozluźnione, smakowałyśmy ten
doskonały trunek, plotkując leniwie, oddzielone szybami od ponurej,
śnieżno-deszczowej rzeczywistości. Brakowało nam tylko kominka. Cóż, nie można
mieć wszystkiego….
Żeby mieć już pełny obraz winny grzańców Bei, podaję jej pierwszy post na grzane wino:
http://www.beawkuchni.com/2011/12/nieswiat...rzane-wino.html
Teraz jest komplet. Robiłyśmy z poprzedniego linku, chociaż ten zapewne będzie równie smaczny. Planowane wypróbowanie za tydzień lub dwa.
Znów musiałam pisać ten tekst w Wordzie, bo już trzy
razy ”zjadło” mi odpowiedź. Jak wyjdzie przeniesienie na forum –
zobaczymy.
Udało się - średnio.