Rosti

Dostałam malutką książeczkę, broszurkę właściwie, o potrawach z ziemniaków. Pochodzi z Biblioteki Poradnika Domowego. Wśród licznych przepisów moją uwagę zwrócił właśnie ten, bo nazwa jakby znajoma, tyle że szwajcarskie "rösti" są robione z gotowanych ziemniaków w formie dużego placka na całą patelnię. A tu placuszki z surowych ziemniaków, nawet bez jajek. Postanowiłam zrobić je na dzisiejszy obiad. Podaję proporcje dla 4 osób.
Składniki
8 dużych ziemniaków
15 dkg dość chudego surowego boczku w cienkich plasterkach (bez skórki)
cebula
pęczek szczypiorku (w przepisie jest - duży, ja brałam standardowy)
sól, pieprz
tłuszcz do smażenia (wzięłam mieszankę oleju z masłem, chociaż może być dowolny tłuszcz)

Umyte i obrane ziemniaki ścieramy na tarce o grubych oczkach, solimy i odstawiamy. Gdy puszczą sok, odsączamy, dodajemy drobno posiekaną cebulę, pokrojony w krotkie cienkie paseczki boczek i posiekany szczypiorek. Starannie mieszamy i dodajemy do smaku pieprz i sól, pamiętając, że już były solone. Nabieramy łyżką porcje masy, kładziemy na rozgrzany tłuszcz, rozpłaszczamy łopatką i smażymy na rumiano z obu stron. Podaje się tak jak placki ziemniaczane. Są wyśmienite, chrupiące i bardzo smaczne. Mało pracy, a efekt znakomity.

Dziękuję Bea za wiadomości na temat szwajcarskich rösti. Do tej pory spotykałam w przepisach i robiłam tylko z gotowanych ziemniaków. Teraz jestem "mądrzejsza" o jeden przepis więcej. Pozdrowienia

Dziękuję za poszerzone wiadomości. Nie wiedziałam o tym wszystkim, no bo i skąd? Teraz nie tylko ja mam wiedzę na temat szwajcarskich rösti, inni czytelnicy też. Może kiedyś skuszę się na eksperyment zrobienia kombinacji z gotowanych i surowych ziemniaków. Ciekawi mnie konsystencja takiego placka. Jeszcze raz serdeczne pozdrowienia i podziękowania za smakowite inspiracje.
P.S. Ciekawi mnie tylko, dlaczego autorzy przepisu nazwali to "rosti", to chyba takie spolszczone rösti.

Przepis niby podobny, a zdecydowanie inny od podanego przeze mnie. Na pewno bardzo smaczny, tyle że ze szwajcarskim rösti też ma niewiele wspólnego. Jak będę miała ochotę na odmianę, to już wiem gdzie szukać.

Wypróbowałam ją KAROTKO i znów dzisiaj wróciłam do moich placuszków, bo nie miałam dyni. Ale niedługo powtórzę Twoja wersję.