Zrobiłam jakiś czas temu. Nie wyrzucałam warzyw z gotowania soczewicy - czerwonej (a i psa też nie mam) tylko zmiksowałam je z częścią soczewicy. Szkoda wyrzucać to, co może wzbogacić smak. Doprawiłam bardziej pikantnie, bo ja ostatnio jakoś w ogóle na ostro.
Mężowi smakowały z sosem (zamiast pora była cebulka podsmażona, bo pora po prostu nie miałam, ale następnym razem na pewno z porem). Zamiast przecieru wrzuciłam na patelnię puszkę pomidorów krojonych i doprawiłam różnymi ziołami, poczekałam, aż woda trochę odparowała do pożądanej konsystencji sosu.
Syn wolał ugotowane i podsmażone.
Mnie pasują obie wersje.
A że zrobiłam podwójną porcję farszu, to całą furę jeszcze zamroziłam. I mam kilka awaryjnych obiadów w zasięgu ręki.
Udany przepis, dziękuję.
P.S. Następny w kolejce do testów farsz wrednej baby.