Robiłam już, bodajże z przepisu cinowego, śledzie na słodko, które bardzo mi smakowały. Postanowiłam więc zrobić i te śledzie, a przepis na nie znalazłam w przepisach Roberta Makłowicza i Piotra Bikonta.
Składniki
-50 dkg solonych filetów śledziowych (2 tacki matjasów Lisnera)
- 1 cebula (wzięłam dużą, białą, ale może być zwykła)
- 1,5 łyżeczki cynamonu
- 3 łyżki miodu (miałam w domu tylko spadziowy, ale może być każdy)
- garść rodzynek
- olej słonecznikowy (myślę, że może być inny, byle bez intensywnego zapachu i smaku)
Rodzynki zalewamy niewielką ilością ciepłej wody i odstawiamy do namoczenia. Śledzie, jeśli zbyt słone moczymy (trzeba spróbować, żeby nie pozbawić je smaku), osuszamy papierowym ręcznikiem i kroimy. Ja kroiłam w 3 - 4 cm kawałki. Obraną cebulę kroimy w półplasterki.
Na rozgrzanym oleju szklimy cebulę, dodajemy miód, cynamon i rodzynki, mieszamy i zdejmujemy z ognia. Odstawiamy do wystygnięcia. Teraz autorzy przepisu proponują ułożyć śledzie w misce, a na nie położyć zawartość patelni i polać olejem. Tak przygotowane odstawić na 12 godzin do lodówki. Według przepisu, najlepiej podawać do nich piernik nie polany czekoladą.
Ponieważ ja robiłam je w słoiku, bo od razu nie zjadłabym takiej porcji, układałam warstwami pokrojone śledzie, przekładając je przygotowaną cebulą z dodatkami i kropiąc oszczędnie każdą warstwę olejem (kto chce, może dać do słoika trochę więcej oleju). Nie umiem powiedzieć, jak długo mogą się przechowywać, ponieważ musiałam podzielić się nimi z rodziną. Myślę jednak, że przesmażona cebula przedłuża ich okres przetrwania sporo ponad tydzień.
Tak przygotowane śledzie są bardzo smaczne i z pełną odpowiedzialnością polecam ten przepis wszystkim zwolennikom śledzi.
Składniki
-50 dkg solonych filetów śledziowych (2 tacki matjasów Lisnera)
- 1 cebula (wzięłam dużą, białą, ale może być zwykła)
- 1,5 łyżeczki cynamonu
- 3 łyżki miodu (miałam w domu tylko spadziowy, ale może być każdy)
- garść rodzynek
- olej słonecznikowy (myślę, że może być inny, byle bez intensywnego zapachu i smaku)
Rodzynki zalewamy niewielką ilością ciepłej wody i odstawiamy do namoczenia. Śledzie, jeśli zbyt słone moczymy (trzeba spróbować, żeby nie pozbawić je smaku), osuszamy papierowym ręcznikiem i kroimy. Ja kroiłam w 3 - 4 cm kawałki. Obraną cebulę kroimy w półplasterki.
Na rozgrzanym oleju szklimy cebulę, dodajemy miód, cynamon i rodzynki, mieszamy i zdejmujemy z ognia. Odstawiamy do wystygnięcia. Teraz autorzy przepisu proponują ułożyć śledzie w misce, a na nie położyć zawartość patelni i polać olejem. Tak przygotowane odstawić na 12 godzin do lodówki. Według przepisu, najlepiej podawać do nich piernik nie polany czekoladą.
Ponieważ ja robiłam je w słoiku, bo od razu nie zjadłabym takiej porcji, układałam warstwami pokrojone śledzie, przekładając je przygotowaną cebulą z dodatkami i kropiąc oszczędnie każdą warstwę olejem (kto chce, może dać do słoika trochę więcej oleju). Nie umiem powiedzieć, jak długo mogą się przechowywać, ponieważ musiałam podzielić się nimi z rodziną. Myślę jednak, że przesmażona cebula przedłuża ich okres przetrwania sporo ponad tydzień.
Tak przygotowane śledzie są bardzo smaczne i z pełną odpowiedzialnością polecam ten przepis wszystkim zwolennikom śledzi.