I ja się skusiłam. Nastawiłam wczoraj w nocy. Dziś trochę pomędliłam ręcznie dosypując mąki, bo ciasto bardzo rzadkie było i się kleiło. Po jakiejś godzinie czy dwóch (gdy zobaczyłam, że ciasto rośnie) przygotowałam garnek gliniany (czyli namoczyłam, wysmarowałam i wysypałam otrębami), znowu pomiędliłam składając jak chyba Tatter pokazywała (na trzy i znowu na trzy itp), przełożyłam do garnka, przykryłam folią i zostawiłam na jakąś godzinę. Gdy podwoił objętość, zdjęłam folię, wylałam wodę z pokrywki (bo ona się ciągle moczyła), nakryłam garnek pokrywką i wsadziłam do zimnego piekarnika nastawiając temp. na 230 st. C (grzanie góra dół). Gdy piekarnik się nagrzał, poczekałam aż poczułam zapach pieczonego chleba. Wtedy zdjęłam pokrywę. Chleb był blady. Dalej się więc piekł, aż się upiekł.
Wyjęłam garnek z piekarnika, wywaliłam chleb na kratkę i zostawiłam w spokoju, by stygł (gości miałam).
Gdy po jakimś czasie dotknęłam skórki oniemiałam - była miękka!
Przeraziłam się więc, czy nie wyszedł zakalec, ale chleb przekrojony również mnie mile zadziwił. Jest chyba najlepszy chleb, jaki mi do tej pory kiedykolwiek wyszedł! Tyle że dziury ma mniejsze niż JotHowy.
Tak więc niekoniecznie trzeba korzystać z gorącego żeliwnego garnka posypując otrębami całą kuchnię. Metoda na garnek gliniany również działa.