Piekę ten chleb już od kilku lat, ale ostatnio mnie naprawdę zaskoczył. Nie wiem, czy to zasługa nowo wyhodowanego zakwasu (poprzedni spleśniał, nowy trzymam już nie w garażowej lodówce, a w kuchennej, w lekko zakręconym słoiku i jak na razie jest ok), czy mąka 650 z Biedronki ma w sobie jakiś środek spulchniający, czy też mikroklimat mi się w domu zmienił, ale ciasto na chleb rośnie jak głupie
Dobrze, że mam też większe foremki, niż te, których zwykle używałam, bo wyrasta mi ponad formę. Dodaję wprawdzie drożdże, ale dużo mniej, niż w przepisie, pół łyżeczki na podwójną porcję, ostatnio nawet mniej, niż pół. Jutro chyba nie wsypię w ogóle drożdży, zobaczę co z tego wyjdzie. W każdym razie chleb jest puszysty, mięciutki, rodzina chyba zadowolona, ale mi smakował bardziej taki bardziej zwarty.
Zaletą jest to, że te bardziej wyrośnięte bochenki nie pękają mi w niespodziewanych miejscach, tylko tam, gdzie zrobię nacięcia.