Dzisiaj kolację też miałam po staropolsku. Ponieważ kupiłam, jak dla mnie, za dużo kartofli, postanowiłam zrobić z nich sałatkę. Przepis pochodzi z Kuchni Polskiej opracowanej przez M.Gałecką, a wydaną przez M. Arcta w Warszawie. Nagrodzona medalami w 1903 i 1904 roku.
Ponieważ prawie nic w nim nie zmieniałam, przytoczę przepis w jego oryginalnym brzmieniu i dodam ewentualnie moje niewielkie uwagi.
Ugotować kartofle niezbyt sypkie w łupinach, obrać i pokrajać w kostkę lub talarki, dodać 1 łyżkę kaparów, 1 jabłko w kostkę krajane, 2 sardele obrane z ości i usiekane, polać jeszcze ciepłe octem i oliwą, osolić opieprzyć i wymieszać drewnianą łyżką. Sałata ta jest dobra do ozora wędzonego, pieczeni cielęcej, zająca, cietrzewia, zimnego mięsa itp. Można ją robić i bez sardeli; można też dodać trochę marynowanej cebulki, korniszonów itp.
Ugotowałam na tę ilość składników 0,5 kg kartofli, pokroiłam w kostkę, jabłko obrałam ze skórki, resztę zrobiłam tak jak napisano w przepisie (bez korniszonów i innych marynat). Sardele dodałam, co prawda po namyśle i na samym końcu, ale po wymieszaniu, dopiero wtedy sałatka nabrała charakteru. Nie podawałam jej do żadnych mięs, po prostu zjadłam samą. Zjadłam to zbyt dużo powiedziane, bo jeszcze sporo zostało. Ale wiem na pewno, że jeszcze ją powtórzę. Dopiero teraz naprawdę zaczynam odkrywać uroki kuchni staropolskiej.
Ponieważ prawie nic w nim nie zmieniałam, przytoczę przepis w jego oryginalnym brzmieniu i dodam ewentualnie moje niewielkie uwagi.
Ugotować kartofle niezbyt sypkie w łupinach, obrać i pokrajać w kostkę lub talarki, dodać 1 łyżkę kaparów, 1 jabłko w kostkę krajane, 2 sardele obrane z ości i usiekane, polać jeszcze ciepłe octem i oliwą, osolić opieprzyć i wymieszać drewnianą łyżką. Sałata ta jest dobra do ozora wędzonego, pieczeni cielęcej, zająca, cietrzewia, zimnego mięsa itp. Można ją robić i bez sardeli; można też dodać trochę marynowanej cebulki, korniszonów itp.
Ugotowałam na tę ilość składników 0,5 kg kartofli, pokroiłam w kostkę, jabłko obrałam ze skórki, resztę zrobiłam tak jak napisano w przepisie (bez korniszonów i innych marynat). Sardele dodałam, co prawda po namyśle i na samym końcu, ale po wymieszaniu, dopiero wtedy sałatka nabrała charakteru. Nie podawałam jej do żadnych mięs, po prostu zjadłam samą. Zjadłam to zbyt dużo powiedziane, bo jeszcze sporo zostało. Ale wiem na pewno, że jeszcze ją powtórzę. Dopiero teraz naprawdę zaczynam odkrywać uroki kuchni staropolskiej.
Ostatnią edycję dokonał moderator: