Nie wiem ile rodzajów sernika jadłem w życiu, ale z pewnością, to jedna z lepszych jego odmian. Ser to nie masa, a raczej delikatny krem i to on sprawia, że placek jest tak dobry. Wyszedł mi pyszny, choć z początku nie zapowiadał się i mimo, że zrobiłem kilka błędów. Największym było dodanie karmelizowanych owoców, które rozgotowały się w syropie cukrowym i powstało coś w rodzaju konfitury. Sama w sobie była smaczna, dlatego żal było ją wywalić i zdecydowałem się rozpuścić ją w mleku. Efekt był taki, że smak jest dobry, natomiast ciemny kolor owoców zabarwił ser na beżowy kolor. Dziwnie to wygląda
(na przyszłość – żadnych eksperymentów!
). Drugi błąd, to rosa, która się nie pojawiła. Być może, powodem było, że po dodaniu cukru do sztywnych białek, nadal ubijałem masę mikserem. I choć krótko, wystarczyło, żeby cukier się rozpuścił i karmelizacje diabli wzięli.
Powodem mógł być też mój gazowy piekarnik, który nie posiada górnej grzałki i nie ma odpowiedniej temperatury na wierzchu, żeby rozpuścić kryształki cukru. Ciekaw jestem, czy innym, z podobnym piecem do mojego, to się udało. Wreszcie, mogły zaszkodzić w jakiś sposób wiórki kokosowe, dodane do białek, choć czytałem opinie, że nawet z kokosem, pojawiły się złote kropelki. Gdyby ktoś, czytając to, znalazł jeszcze inną przyczynę, byłbym wdzięczny za wskazówkę.
W każdym razie, pomysł jest ciekawy i będę próbował piec same jajka, żeby uzyskać ten efekt. Temperaturę, jak i czas pieczenia, raczej przestrzegałem dokładnie i to nie one były powodem rozczarowania. Zapiekałem białka 20 minut w 180° i wyjąłem, kiedy zaczęły nabierać koloru.
A teraz, dlaczego początek nie zapowiadał sukcesu. W moim przepisie, pierwsze 20 minut piecze się w 200º, następne 25 w 180-ciu i na koniec, białka przez 15minut (tu nikt nie podaje temperatury, więc przyjąłem, że zostaje 180). Otóż, po pierwszych 20 minutach, ciasto wyglądało dokładnie jak po włożeniu i nie byłem pewny, czy to dobry pomysł żeby studzić piec. Jednak górę wziął rozsądek, bo przecież ktoś to robił już przede mną, więc chyba wie co pisze. No to zmniejszyłem. Po 45 minutach, kiedy trzeba było nakładać białka, masa nadal była wodnista i szklista, ale piękny zapach wskazywał, że ciasto się jednak piecze. Powierzchnia, delikatnie zmatowiała tylko przy brzegach, blisko boków. Wyjąłem placek, bo „próba patyka” wskazywała, że spód był upieczony i bałem się, że trzymanie go dłużej niż ostatnie 15 minut, spali go. Wylałem jajka na ten wodnisty ser i trzymałem w piecu przez 20 minut jeszcze, dopóki nie zaczęła się robić beza i zmieniać kolor. Po wyjęciu, ser miał gęstość galarety i mogłem tylko czekać, co wyjdzie po wystudzeniu. A wyszło super. Masa zgęstniała, spód i boki idealnie wypieczone, słowem - technologia się sprawdziła (pomijam własną „twórczość” i brak ostatecznej ozdoby, które kładą cień na mojej pracy
).
Tak to wygląda:
Dlaczego tak się rozpisuję? Bo pewnie, nie ja jeden, początkujący w tej dziedzinie, szukam na Forum dokładnych wskazówek. Może komuś się przyda i nie będzie musiał dopytywać o szczegóły.