Własnie wyciągnęłam ostatni woreczek żurawiny z zamrazalnika. Aż szkoda, że to już ostatni.
Właściwie od kiedy zaczęlam robić żurawiunę z miodem to inne dżemy, poszły w niełaskę. Przepis wymysliłam kilka lat temu, przez przypadek i od tamtej pory rodzina, przyjaciele pilnują, bym koniecznie zrobiła i dała im chociaż po małym słoiczku. Wszystko jest na surowo, bez podgrzewania, pasteryzacji - zachowuje więc witaminy, mikroelementy. I ten smak, boski. Ale do konkretów.
Jesienią wypatruję na targu ładną żurawinę. Co roku kupuję coraz więcej, kilka łubianek. Żurawinę przebieram, odrzucam brzydką, obrywam szypułki, przesypuje do reklamówek i wkładam do zamrażarki. Tam sobie czeka. Potem wyciągam woreczek (tak około 1 litr owocu), odmrażam, mikruję blenderem. Do miazgi dodaję miód (sporo). Jedni chcą bardziej słodki, inni mniej - według uznania. Dodaję miód, mieszam, próbuję, pdodaję, mieszam... aż będzie mi smakować... Mam jeszcze żurawinę taką "pijaną" z robienia nalewki - więc za każdym razem też trochę miksuję i dodaję w ramach jej utylizacji,ale też w ramach konserwacji dżemiku. W całości nie czuć alkoholu, bo to troszkę.
Dżemik ląduję do małych słoiczków i wędruje częśc do lodówki a część w świat. U mnie to nawet nie trzymam napoczętego słoika w lodówce i nic się złego nie dzieje. Fakt, że nie zdąrzy za długo stać, znika bardzo szybko. W tym roku obdarowałam też sąsiadkę i jej dzieciarnia (odpukać) przestała łapać infekcje. Z serca namawiam, bo bardzo smaczny, ale też bardzo zdrowy.
Właściwie od kiedy zaczęlam robić żurawiunę z miodem to inne dżemy, poszły w niełaskę. Przepis wymysliłam kilka lat temu, przez przypadek i od tamtej pory rodzina, przyjaciele pilnują, bym koniecznie zrobiła i dała im chociaż po małym słoiczku. Wszystko jest na surowo, bez podgrzewania, pasteryzacji - zachowuje więc witaminy, mikroelementy. I ten smak, boski. Ale do konkretów.
Jesienią wypatruję na targu ładną żurawinę. Co roku kupuję coraz więcej, kilka łubianek. Żurawinę przebieram, odrzucam brzydką, obrywam szypułki, przesypuje do reklamówek i wkładam do zamrażarki. Tam sobie czeka. Potem wyciągam woreczek (tak około 1 litr owocu), odmrażam, mikruję blenderem. Do miazgi dodaję miód (sporo). Jedni chcą bardziej słodki, inni mniej - według uznania. Dodaję miód, mieszam, próbuję, pdodaję, mieszam... aż będzie mi smakować... Mam jeszcze żurawinę taką "pijaną" z robienia nalewki - więc za każdym razem też trochę miksuję i dodaję w ramach jej utylizacji,ale też w ramach konserwacji dżemiku. W całości nie czuć alkoholu, bo to troszkę.
Dżemik ląduję do małych słoiczków i wędruje częśc do lodówki a część w świat. U mnie to nawet nie trzymam napoczętego słoika w lodówce i nic się złego nie dzieje. Fakt, że nie zdąrzy za długo stać, znika bardzo szybko. W tym roku obdarowałam też sąsiadkę i jej dzieciarnia (odpukać) przestała łapać infekcje. Z serca namawiam, bo bardzo smaczny, ale też bardzo zdrowy.