Po czterech godzinach od włożenia chleba do keksówki chlebek dalej nie rusł, więc zaczełam się zastanawiać co znowu zrobiłam nie tak, zaczełam od nowa czytać przepis i wiecie co, dodałam 1/10 zakwasu, zamiast 400g dałam 40, nie wiem jak do tego doszło, że tego nie dopatrzyłam, podejrzewam że tak byłam podniecona tym iż będę znowu piec że nie zwróciłam uwagi na to jak ustawiona jest moja waga na dag czy na g i wyszło co wyszło. Ale dalej, niestety nie miałam tyle zakwasu ile mi było potrzeba więc tym razem odważając dołożyłam ok 20dag, wyrobiłam i odłożyłam, dalej nie rósł, więc wstawiłam go do lodówki i myślę sobie zobaczymy rano. I tak się tym zdenerwowałam że upiekłam następny chleb zakalec, prosty, pszenny drożdżowy, i zakalec. A już go piekłam. Tak się wściekłam że aż mi się płakać chciało, do męża mówię że jutro rano upiekę drugi bo nie mieliśmy już chleba w domu - prawie. Rano zajrzałam do lodówki, niestety mój chlebak ani drgnie, tylko się zrobił plaskaty, więc ja szybko następny drożdżowy, i wicie co następny zakalec, już miałam takie nerwy że aż mnie toś trafiło, i se mówię tak przecież potrafię bo piekłam, ale miałam chyba jakiś głupi dzień, i mówię sobie, o nie chleb ze mną nie wygra, i zrobiłam następny na drożdżach, i wyszedł wspaniale, aż moja dusza szalała, a ja ten chlebek chodziłam i całowałam ze szczęścia, bo już myślałam że to koniec. No a ten z lodówki tak sobie leżała na szafce, i czekał następne pare godzin, więc ja go do pieca, a zobaczymy co będzie, naciełam go trochę, tak na wszelki wypadek żeby nie potrzaskał i wiecie co wyszedł, upiekł się, nie jest piękny bo taki jakiś mały, ale wyrośniety, dziurki są, nie jest o dziwo kwaśny a chyba powinien być a może i nie, nie wiem. A i w końcu wyczułam swuj piekarnik, niestety nie mogę temperatury podnosić do 250'C, bo wtedy pali ale 230'C spokojnie. A niewiedząc co z tego codziennego chlebka będzie stwierdziłam że upiekę jeszcze żytni niemiecki, co prawda na zdjęciu nie wygląda super bo go kroiłam na gorąco do zdjęcia, zaraz prawie po wyjęciu z piekarnika, ale ja jestem zadowolona, po tym wszystkim co przeszłam to naprawdę jestem zadowolona że nie musiałam jednak biec do sklepu kupować chleb. A w tle jest mój zakwas. Tęż nie bardzo wiem co z nim dalej, bo jak wczoraj wziełam resztę zakwasu to nie wiedziałam co zrobić bo zostało mi tylko na ściankach słoika i bałam się że mi zaschnie i nie będę mała nic więc dosypałam mąki i dolałam wody, to było wieczorem, dzisiaj rano go dokarmiłam, i dalej nie wiem, najprawdopodobniej zrobię jak ostatnio tzn. dokarmię go jeszcze na noc i może jutro, bo chciałam upiec chleb ziemniaczany, ale to nie bedzie znowu według przepisu mirabbelki, a tak to w ogóle ile razy można dokarmiać zakwas zanim się zużyje i jak długo może stać nie w lodówce zanim się go zużyje, bo tak se myślę że jak go dokarmię jeszcze dzisiaj wieczorem to rano będę mogła piec, ten na zdjęciu jest po drugim dokarmianiu. Ale jutro upiekę jeden, bo co ja z nim zrobię, chociaż chętnych nie brak, a pszenny się zjada szybko.
A tak wygląda moja praca dwudniowa łacznie z tym jednym zakalcem, bo wcześniejszy wyrzuciłam ten pierwszy.
Ten mały to włąśnie codzienny chlebek mirabbelki który wyrastał u mnie 24godz. Przepraszam jeżeli przynudzam, ale jak znam siebie i życie to nie jest u mnie ani u kogoś innego taki przypadek. Ale się rozgadałam bla bla bla, jak za dużo zdjęć to też przepraszam.