Tatter, zaciekawilas mnie tymi cups, bardzoby mi to odpowiadalo na juz
A co do wymarzonego chleba to po pierwsze chyba jednak sprobuje upiec w formie bochenka (kamienia nie mam, ale sprobuje za rada polozyc na mocno rozgrzana blache), poniewaz marzy mi sie chleb, ktory jest z kazdej strony jest chrupiacy i smacznie przypieczony, mmm. Do tego miazsz bardziej jasny, czyli bardziej pszenny, chociaz na pewno zytnio- pszenny chce i taki, zeby maz mogl do pracy wziasc z szynka na przyklad, a nie narzekac, ze wymyslam i prad marnuje
(nie wierzy, ze mozna w domu chleb upiec, ten codzienny wyszedl mi mocno zytni, wiec mu nie podszedl, do tego w formie- boki byly mieksze).
Dla mnie satysfakcja z wlasnego wypieku jest ogromna, wiec juz przepisuje przepisy do mojego chlebowego kajeciku i po kolei bede wyprobowywac- na pierwszy rzut (bo zakwas juz z lodowki wyjety, dokarmiony grzeje sie na kaloryferze, pieknie babelkuje i jest mu widze dobrze
) po kolei sprobuje chyba Mirabbelkowy "prosty, jasny...", potem z polecenia Hazo (dzieki!) ten z san Francisco... no ale czekam jeszcze troche, aby mi lepiej dojrzal zaczatek... jest zytni (zostawilam 2 lyzki) i teraz dosypuje mu po 50 g maki i 50 g wody, nie za malo? A i dlugo jeszcze czekac czy moge sie juz brac do kolejnego chleba???