CHLEB NA ZAKWASIE (garsc informacji i porad dla poczatkujacych)

Nadia

Member
Paź 28, 2004
1,057
0
0
Ja dzisiaj jestem zadowolona z Twojego codziennego - pochwały we właściwym wątku
icon_smile.gif
 

Liska

Member
Lis 27, 2004
3,631
0
0
Pozwolę sobie je tutaj wstawić, bo ciągle go szukam i zawsze dużo czasu zajmuje mi znalezienie go.

Prowadzenie ciasta chlebowego na zakwasie
(klasyczne 3-fazowe, 1-fazowe wg Detmolda, 3-fazowe uproszczone wg autora)
Jest kilka sposobów prowadzenia ciasta chlebowego na zakwasie, w celu uzyskania poszczególnych etapów, które nazywamy: zaczątek, przedkwas, półkwas, kwas i ciasto właściwe.

- Metoda klasyczna 3-fazowa – pracochłonna, ale przynosząca optymalne rezultaty,
- Metoda prosta 1-fazowa – przy pieczeniu jednak bez dodatku drożdży nie zawsze zdaje egzamin
- Metoda 3-fazowa – prosta, bo zmodyfikowana przez autora, posiadająca zalety obydwu w/w, ale łatwiejsza do prowadzenia dla początkujących.

Oto ona:

1. etap – PRZEDKWAS – 50 do 100g naszego zakwasu zwanego „zaczątkiem” mieszamy ze 100g maki i 100ml letniej wody. Odstawiamy na 6-8godz. Temp. 26 do 28st.C.

2. etap – PÓŁKWAS – dodajemy dalsze 100g maki i 100ml letniej wody, mieszamy, odstawiamy ponownie na 6 - 8 godz. w temp. niższej tj. 22 do 26 st.C (normalna temp. pokojowa)

3. etap – KWAS – znowu 100g maki i 100 ml letniej wody rozmieszać na gładkie ciasto – odstawić na 3-4 godz. W temp. jeszcze niższej tj. 18 do 22st.C.


Czasami nie jest możliwe zapewnienie naszemu ciastu dokładnie podanych temperatur i czasu przetrzymywania. To prowadzenie umożliwia jednak niewielkie odchylenia temperatury i czasu. Najważniejsze jest zachowanie kolejności etapów i zmian temperatury. To znaczy temperatura zmniejsza się z etapu na etap.
 

Nadia

Member
Paź 28, 2004
1,057
0
0
To może jeszcze dorzucę, cytując oczywiście mirabbelkę, bo nie zawsze potrzebujemy 600g ciasta zakwaszonego:

"Zaczynamy od podzielenia ilości potrzebnego zakwasu (zakwaszonego ciasta) na 6 części, ponieważ będziemy pracować metodą 3-fazową. Jeśli chcesz upiec chleb, do którego potrzeba 700g zakwasu, to na każdą z trzech faz potrzebujesz po ok 120g wody i 120 g mąki."
 

mirabbelka

Moderator
Członek ekipy
Gru 22, 2004
5,070
441
83
a ja jeszcze dodam od siebie dla tych co to juz maja zakwaszanie w malym palcu - i mam nadzieje, ze innym calkiem nie zamace :cry: - ze najwazniejsza jest ta ostatnia faza.

Ja prowadze ciasto zakwaszone w cyklu, ze tak powiem "ciaglym" tzn. dodaje make i wode mniej wiecej w rownych ilosciach i odstepach czasowych, mniej wiecej 2 x na dobe, trzymajac raczej w cieple (zamkniety zimny piekarnik), a kiedy wiem, ze bede piec za jakies 4-5 godzin - wystawiam je na blat i dodaje ostatnia partie maki i wody. Odczekuje, zeby ciasto podnioslo sie maksymalnie (to wlasnie trwa u mnie ok 4 godz w normalnej temperaturze) odlewam do chleba tyle ile potrzebuje a reszte znowu prowadze dalej j.w. niezaleznie ile mi tego ciasta zostalo. Poniewaz teraz pieke prawie codziennie (rodzina dalsza i blizsza zazyczyla sobie chleby pod choinke) - to mniej wiecej co 1,5 dnia mam gotowe ciasto do pieczenia.

Gdy nie pieklam codziennie, wstawialam reszte ciasta zakwaszonego do lodowki, traktujac go jak zwyczajny zakwas i wyjmowalam mniej wiecej 1,5 dnia wczesniej, zeby go znowu uaktywnic.
Oczywiscie nie moze byc tego ciasta przechowywanego w lodowce zbyt wiele, ale wyprobowalam, ze dzikie drozdze latwo poradza sobie z fementacja, kiedy stare ciasto stanowi mniej wiecej 1/3 calosci. Wniosek z tego, ze nie nalezy wyrzucac ciasta zakwaszonego, ktorego wyprodukowalo sie nam wiecej, tylko zuzywac do nastepnej produkcji.
 

dorajl

Member
Paź 15, 2005
112
0
0
Przepraszam, że wtrącam swoje trzy grosze między mistrzów, bo ja, głupia, cały czas myślałam, że robię ciasto zakwaszone, skrótowo zwane, nie tylko przeze mnie, zakwasem (wiem, wiem przedkwas, półkwas itp.- studiowałam Wasze rady z uwagą przez tygodnie, zanim w końcu coś upiekłam).
Ale daję Wam słowo honoru, że TO, czego używam do pieczenia, jakkolwiek by TO COŚ nazwać, zachowuje się identycznie jak zakwas.
Podnosi ciasto z każdej mąki, a dodaję go dokładnie tyle, ile w przepisach. Również Waszych. To co TO jest? :gruebel:
Bo przecież nie może być zakwasem (znaczy ciastem zakwaszonym), skoro robię go inaczej, w sposób wręcz prymitywnie nieskomplikowany.

Zacznę od króla Ćwieczka, czyli od tego, że za ciężkiej komuny nie można było, jak teraz, pójść sobie ot tak do sklepu i kupić za pół darmo prawdziwego żuru w butelce. Więc go przez lata robiłam sama. Zwyczajnie:
odrobina poprzedniego żuru (zaczątek) + mąka żytnia + letnia woda (ewentualnie + czosnek i przyprawy). Stała sobie ta mieszanina w ciepłym i ciemnym miejscu przez kilka dni i dojrzewała, czyli kwaśniała.
Oczywiście taki kwas nie musiał niczego podnosić, poza walorami smakowymi, ale piszę o tym, ponieważ zastosowałam zasadę podobną, do wytworzenia zakwasu chlebowego. Nie pamiętam już kto mi ją "sprzedał".

* Kubek mąki żytniej+ kubek letniej wody i odrobina zakwasu z nadwyżki poprzedniego wyrobu. Jeśli nie ma się nic - to daje się tylko mąkę i wodę, ale operacją może trwać więcej dni i sukces nie jest murowany. Potem jest już z górki. Trzeba zostawić mieszankę w ciepłym miejscu. Oczywiście przykryć, (wcześniej wyparzone) naczynie tak, żeby zakwas oddychał - np. podziurawionym pergaminem, przytwierdzonym gumką. Tradycja każe też ten np. słoik włożyć, powiedzmy - w papierową torbę, żeby zakwas miał ciemniej, ale jej nie zamykać, bo słoik już ma ten pergamin, czy inny papier w miejscu zakrętki.
* Po 24 godz. odlać trochę i dodać znowu po kubku mąki i wody, wymieszać drewnianą łyżką.
* Trzeciego dnia to samo, ale bez odlewania części zakwasu.
Wszystko.
Ja jednak od dawna nie odlewam drugiego dnia nic, a dodaję rzadko aż po kubku mąki, natomiast za każdym razem więcej mąki niż wody. Teraz już umiem na oko ocenić, jaką konsystencję powinna mieć ta mieszanina i na oko sypię mąki, wlewam trochę wody, żebym następnego dnia nie musiała zbierać rozmnożonych "dzikusów" z podłogi.
Bo mój słój stoi, póki zima, na podłodze koło kaloryfera. Cały czas. Nie wykonuję żadnych sztuk ze zmianą temperatury, nie dokarmiam drożdży co kilka godzin, tylko raz na dobę (poza sytuacją, kiedy wiem, że muszę szybko zmienić plany i upiec chleb wcześniej). Biorę zakwas ze słoja już następnego dnia albo za dwa - trzy dni. Tak jak piekę. Pełny luz.
Nigdy jednak nie trzymam go na zewnątrz dłużej niż trzy dni i nawet nieprzerobiony ląduje w lodówce.
Ten sposób podaję dalej i nikt ze znajomych nie skarżył się, że mu chleb nie wyszedł.
Zauważyłam, że kiedy zaczynałam o tych fazach, temperaturach... popłoch w ich oczach zamieniał się w panikę, a po co ich zniechęcać na początku.
No więc, co ja tak naprawdę robię w tym słoju?
A w kuchni na stole leży piękny, pachnący razowiec z ziemniakami, świeżo upieczony na tym CZYMŚ...

:wink:
 

mirabbelka

Moderator
Członek ekipy
Gru 22, 2004
5,070
441
83
wcale nie twierdze Dorajl, ze nie masz racji.
Byc moze utrudniam sobie zycie moim ciastem zakwaszonym (tak naprawde to wcale nie cierpie z tego powodu ;) ) ale wybralam te metode z wielu innych, bo jest dla mnie niezawodna.

Pieke chleby juz od 3 lat, dochodzilam do tego roznymi metodami ale zatrzymalam sie przy tej, bo tylko ona daje mi 99,9% pewnsoci, ze wyjme z pieca chleb taki jak zaplanowalam.

Przytocze jeszcze fragment o zakwasie, ktory juz sie tu przewijal a traktuje o tym, ze kazda metoda jest dobra jesli sie nam sprawdza

(...)Niektórzy piekarze uważają, że droga prosta (jednostopniowa) nie jest dobra, że może nawet wywoływać pleśnienie ciasta chlebowego. Inni twierdzą, że metodą jednostopniową wytwarza się za mało dzikich drożdży i dlatego konieczny jest dodatek drożdży piekarniczych. Ale są i tacy, których to w ogóle nie przekonuje i od lat pieką z powodzeniem używając zakwasu wyhodowanego najprostszą metodą. Na początek i Tobie radzę pójście tą drogą, zanim nie nabierzesz wprawy i wyczucia. Zmienić możesz zawsze. Doświadczenie pokaże jak najlepiej radzi sobie sam Pan Zakwas. Każda z tych dróg ma trochę inne działanie na drożdże, bakterie, kwasy i całą tą resztę, która się znajduje w naszym kochanym Panu Z.

To zaczynamy:
Temat: W jaki sposób Zakwas-Baby staje się znowu Panem Zakwasem ?

Obojętne, na jaką drogę się zdecydowałeś pierwszy krok jest zawsze taki sam. W przeddzień pieczenia uwalniamy BZ z lodówki i dajemy mu godzinę czasu na porozglądanie się po kuchni.

Jeśli wybrałeś drogę najprostszą, to:
1. Sprawdzasz w recepturze chleba ile potrzebujesz zakwasu (zakwaszonego ciasta),
2. Dzielisz tę ilość przez 2 i masz już ilość mąki i wody

Przykład: w recepturze chleba podano ilość 700g zakwasu (zakwaszonego ciasta), bierzesz 350g mąki i 350g wody letniej.

3. Wkładasz 50g BZ do dużej miski, dodajesz 350g mąki i 350g wody. Dokładnie mieszasz, stawiasz w cieple i zapominasz o nim na 12 do 24 godzin. Im dłużej, tym lepiej.

GOTOWE !

W tej metodzie zdarza się, że nasz mały BZ jest jeszcze za słaby, żeby przerobić tak dużą ilość ciasta. Szczególnie z mąką razową może mu się czasami przydarzyć, że nabawi się pleśni (uwaga na fryzurę!!). Może, ale nie MUSI.
Moja rada:

Weź go trochę więcej, np. do 100g i przetrzymaj całość pełne 24 godziny, żeby rzetelnie mógł wykonać swoją pracę.

Teraz więc o metodzie bardziej skomplikowanej (3-stopniowej), która wg mnie wcale tak trudna nie jest.

Zaczynamy od podzielenia ilości potrzebnego zakwasu (zakwaszonego ciasta) na 6 części, ponieważ będziemy pracować metodą 3-fazową. Jeśli chcesz upiec chleb, do którego potrzeba 700g zakwasu, to na każdą z trzech faz potrzebujesz po ok 120g wody i 120 g mąki. Żeby było łatwiej napiszę Ci orientacyjne godziny, których musisz się trzymać, żeby upiec chleb i żeby nie wypadła Ci akurat nocna zmiana w Twojej domowej piekarni. Oczywiście pewne odchylenia 1-2 godzinne nie zrobią tutaj żadnej różnicy i nie będą miały wpływu na wynik ostateczny, zakładając że poświęcisz Panu Zakwasowi dużo uwagi i serca.

A więc jesteśmy znowu w przeddzień pieczenia chleba i potrzebujemy do niego 700g dojrzałego PZ.
Około godziny 11.oo wyjmujemy małego BZ (ok. 50g) z lodówki. Jak ochłonie, zaraz będzie głodny. Najpóźniej o 13.oo karmimy go 120g mąki i 120g wody i mieszamy. Zostawiamy w ciepłym miejscu. Musi mu być naprawdę ciepło. Jeśli nie ma akurat upałów, a ogrzewanie w domu nie działa, to może pomóc zamknięty piekarnik z włączoną żarówką (ale tylko żarówką!).
Około 19.oo – 20.oo Pan Zakwas jest znowu głodny. Dostanie to samo: tzn. 120 g wody i 120 g mąki. Po wymieszaniu można go już wyjąć z zamkniętego piekarnika, bądź wyłączyć żarówkę, bo temperatura może być nieco niższa. Mówisz mu teraz dobranoc, bo do jutra się już nie zobaczycie.
Następnego dnia rano ok.10.oo jest ostatnie karmienie: 120g mąki i 120g wody. Teraz możesz go już zostawić po prostu na blacie kuchennym, gdzie jest trochę chłodniej. Taka temperatura jest dla niego najodpowiedniejsza.
O godz. 13.oo możesz piec chleb.

Podane różnice temperatury są dosyć ważne. Poprzez jej stopniowe obniżanie poprawia się zarówno smak chleba jak i zdolność pieczenia. Tak mówią eksperci. Mnie zdarzało się już dokarmianie Pana Z w trochę innych temperaturach i daliśmy sobie radę.

No to teraz podsumowanie:

Metoda 1-stopniowa.
Wyjmujemy BZ z lodówki i dajemy mu się ożywić,
Sprawdzamy ilość potrzebnego zakwasu w recepturze i dzielimy przez 2
Dodajemy mąkę i wodę, mieszamy zostawiamy na 12 a lepiej na 24 godziny.
GOTOWE!

Metoda 3-stopniowa:
Wyjmujemy BZ z lodówki i ożywiamy w temperaturze pokojowej.
Potrzebną ilość zakwasu dzielimy przez 6: np. 700g: 6= 120g
13.oo godz. – 1 karmienie 120 g mąki i 120 wody – możliwie ciepłe miejsce
19.oo godz – 2 karmienie 120 g mąki i 120 g wody – trochę chłodniejsze miejsce
10.oo godz – następnego dnia – ostatnie karmienie 120 g mąki i 120g wody – temperatura pokojowa
13,oo godz – pieczenie

(...)
 

kermidt

Moderator
Członek ekipy
Wrz 17, 2004
44,979
4
0
to jeszcze pozwole sobie zwrocic uwage, ze nie ma tu przepisu na ZACZATEK wspomniany przez Liske.
Bo przeciez kiedys musi byc pierwszy raz, kiedy zaczatek nie zostaje nam z poprzedniego chleba ;)

Osobiscie czesto tez zatrudniam zurek ;)
 

dorajl

Member
Paź 15, 2005
112
0
0
Masz rację, że każdy szuka najlepszego sposobu dla siebie.
Podziwiam Cię, Mirrabelko, bo przeszłaś drogę prawdziwego odkrywcy. To wspaniała przygoda! Nawet wtedy, kiedy korzystamy z czyichś wzorców (tu: przepisów) to przecież i tak sami MUSIMY to coś, cokolwiek by to było, sami zrobić!!! A jak jeszcze jest w nas chęć wyłuskania sedna i zaadoptowania różnych elementów na swój własny użytek, czyli "przepuszczenia przez siebie"- to rodzi się prawdziwa pasja, jak u Ciebie.
Jasne, że to czasem i droga przez mękę, ale jaka radość smakowania sukcesu! Następnym, jeśli potrafią korzystać z czyichś doświadczeń, jest już łatwiej, choć może emocje są innego kalibru. Ale i tak są.
Sama przypominam sobie te oczekiwania na efekty pierwszych prób z zakwasami i pieczeniem.
Poza tym nawet i dotarcie do różnych tradycji i wzorców jest cenne, choćby dlatego, że ma walor poznawczy. Odwaliłaś kawał roboty.
Ja miałam to szczęście, że doszłam do swojego sposobu na skróty. Ale oczywiście nie musiało się tak stać. Jestem bardzo zadowolona z tej metody, ponieważ nie tylko od tygodni mnie nie zawodzi, produkując bardzo pracowite i silne drożdże, unoszące na swoich barkach chleby z ciężkich mąk, ale jest także dostosowana do mojego nienormowanego czasu pracy. Bezstresowo raz dziennie dokarmiam zakwas. Nie bardzo też wyobrażam sobie, jak w domowych warunkach miałabym precyzyjnie zmieniać temperaturę, w jakiej go przechowuję. Natomiast dodawanie drożdży piekarniczych, jak robi to, z wygodnictwa, przeważająca ilość piekarzy w Polsce w dzisiejszych czasach - ja osobiście uważam za zbędne.
Myślę, że czuję bluesa z tym zakwasem, bo pozbyłam się już zupełnie niepokojów, czy mi wyjdzie. Wychodzi. Mam do moich drożdży zaufanie, to jakiś bardzo przyjacielski szczep. A ten sposób, który stosuję jest DLA MNIE idealny w swojej prostocie.

Tak czy inaczej, wielkie dzięki za przecieranie szlaków!

 

Aniks

Member
Paź 31, 2004
1,828
0
0
mirabelko, a skąd wiadomo że ciasto podniosło się maksymalnie w tej ostatniej fazie? Może tu zrobiłam błąd że chleby mi w lodówce przez noc nie rosły (dopiero po wyjęciu i lekkim dociepleniu pooowoli ruszały)
Ja trzymałam się podanych godzin (ja raptem 2 razy ciasto zakwaszone robiłam więc się bałam cosik zmieniać)
 

Liska

Member
Lis 27, 2004
3,631
0
0
Dorajl: :handclaps:
Ja myślę, że w pieczeniu chleba najpiękniejsze są poszukiwania bochenka idealnego. Próby, niewypały i sukcesy. Każdy etap jest piękny.
Ja piekę niecałe 1,5 roku - zaczynałam od wysokich dziwolągów wyjmowanych z maszyny, poprzez różne gnioty, zakalce, ale też drobne sukcesy. Za każdym razem miałam wielką przyjemność w poznawaniu tego, co na pozór wydaje się proste.
Przychodzi taki czas, że wiemy, że trzeba dosypać łyżkę mąki albo czujemy, że coś nam nie wyjdzie. Ja po zapachu potrafię stwierdzić, czy chleb jest gotowy, czy potrzebuje jeszcze pięciu minut w piekarniku.
I to, co najpiękniejsze - ciągle się uczę, ciągle szukam, poznaję, eksperymentuję. Smakuję, zastanawiam się i dlatego tak bardzo bym chciała, by jak najwięcej osób zaczęło piec chleb. Bo to jest niesamowite doświadczenie
icon_smile.gif
 

dziunia

Moderator
Członek ekipy
Paź 30, 2004
27,454
7
38
to jeszcze pozwole sobie zwrocic uwage, ze nie ma tu przepisu na ZACZATEK wspomniany przez Liske.
Bo przeciez kiedys musi byc pierwszy raz, kiedy zaczatek nie zostaje nam z poprzedniego chleba
To może ja dorzucę swoje trzy grosze skopiowane z forum Domowe czyli przepis na zaczątek czyli zakwas
icon_smile.gif


O zakwasie możesz poczytać tutaj:
http://cincin.cc/index.php?showtopic=5047
Ale jeśli nie chce Ci się czytać to zrób tak:

Kup mąkę żytnią typ 720,to jest zwykła biała mąka,czasem napisane jest że
żurkowa.Raczej nie kupuj pełnoziarnistej bo z niej zakwas robi się trudniej.

Weź szklankę tej mąki i wsyp do słoika litrowego,lub innego naczynia co
najmniej litrowego.Weź 3/4 szklanki wody butelkowej takiej o małej zawartości
minerałów np.żywiec i podgrzej lekko,ma być ciepła ale nie bardzo ciepła ani
nie gorąca.Wlej tę wodę do mąki,wymieszaj najlepiej drewnianą łyżką(może być
byle jak,grudki i tak się rozejdą same)Konsystencja powinna być taka jak gęste
ciasto naleśnikowe.Naczynie nakryj kilka razy złożoną gazą,kawałkiem ściereczki
ostatecznie kawałkiem ręcznika papierowego,owiń gumką żeby się wszystko
trzymało.

Teraz musisz słoik postawić w najcieplejszym miejscu w domu,może to byc parapet
nasłoneczniony,albo wysoka półka w szafce.Niech sobie stoi w spokoju.

Następnego dnia rano dodaj do słoika ze 2 łyżki tej samej mąki i trochę
podgrzanej wody.Znowu wymieszaj,nakryj i odstaw w to samo ciepłe
miejsce.Wieczorem też wymieszaj ale już nic nie dodawaj.

Robisz tak z tym dodawaniem mąki przez ok.3 do 5 dni-to sie nazywa dokarmianie
zakwasu.On po prostu potrzebuje codziennie nowej pożywki,tak mnożą się dzikie
drożdże zawarte w mące.Mieszanie wieczorne też powtarzasz codziennie.

Zakwas jest gotowy kiedy wyraźnie zaczyna bąbelkować,rosnąć i kwaśno ale
przyjemnie pachnieć.Nie może pachnieć octowo,ma być zapach od chlebowego do
zapachu kwaśnego jabłka.Jak jest octowy to nadaje się do wywalenia.
Bąbelkowanie oznacza to że dzikie drożdże zaczęły pracować,wtedy zawartość
słoika może unosić się i opadać w ciągu dnia.Czasem nawet zakwas ucieka ze
słoika,tak gwałtowna jest reakcja.
I to wszystko
icon_smile.gif
Teraz można juz zacząć produkcję ciasta zakwaszonego biorąc trochę zakwasu czyli wlasnie zaczątek
icon_smile.gif
 

amatorka

Member
Wrz 25, 2005
316
0
16
Dzięki Wam zapaliłam się do pieczenia chleba :lol: .Jednak początek był tragiczny. Popełniłam dwa chleby gnioto-cegły, które wylądowały w koszu. Zniechęciłam się na tyle, że zakwas wylądował w lodówce na chyba trzy tygodnie, na głodówkę. Wczoraj postanowiłam dać mu ostatnią szansę przed śmietnikiem i go nakarmiłam. I on urósł 5 cm w litrowym słoiku :shock: . Chyba się opamiętał i zrozumiał, że albo będzie współpracował albo won. No i chyba będzie jeszcze jedna próba. Może on (albo ja ) dojrzał, zmężniał i jesteśmy na dobrej drodze : .
 

dorajl

Member
Paź 15, 2005
112
0
0
Wszyscyśmy przez to przechodzili.
Nie trać ducha i myśl pozytywnie! Trzymam kciuki. :wink:
 

kermidt

Moderator
Członek ekipy
Wrz 17, 2004
44,979
4
0
podobaja mi sie zawsze wasze rady w stylu "wez make zytnia typ...."

Tu takie typy, ze tylko jeden typ jest :evil: I to w JEDNEJ sieci sklepow spozywczych :evil:

OK - robie zaczatek. Strasznie mi sie zachcialo chleba z zakwasem prawdziwym, niezurkowym. Akurat za 3-5 dni powinno sie zaczac uluzniac w lodowce :lol: :lol:
 

kermidt

Moderator
Członek ekipy
Wrz 17, 2004
44,979
4
0
mozna, mozna :lol: :lol:

ale jak sie was czyta przykro, ze nie ma takiego wyboru. Nie ma nic grubo mielonego, zeby nie wiem ile czlowiek lazil.
 

Hiena

Member
Maj 6, 2005
13,652
0
0
Entuzjazm towarzyszacy pieczeniu jest zarazliwy!

Uwaga na kolezanki i kolegow odwiedzajacych Wasze domy!
Moim zakwasem i wiedza, ktorą nabyłam dzieki Wam podzielilam i pieka sie chleby w innych domach, jak również dziele sie wlasnymi wypiekami.

Dodam żeby nie zasmiecac. Zasuszyc koniecznie troszke zakwasu trzeba!
Zeby jakby (odpukac) co sie stalo nie startowac od poczatku.
 

komenda

Member
Gru 24, 2005
1
0
0
W ksiazce mojej prababki znalazlem taki przepis:
Bierze sie maki zytniej lub pszennej, daje do niej maki tyle wody, aby otrzymac sztywna mase, ktora sie nakrywa i stawia w cieplem miejscu. Po trzech dnaich masa ta skwasnieje, wyrzuca banki i pachnie przyjemnie kwaskowato; po dalszych trzech pachnie ta masa alkoholem, a po nastepnych 2 przybiera znow zapach kwasny. Teraz jest czas, by kwasne to ciasto zuzyc, gdyz trzymane dluzej, rozklada sie i gnije. Dobrze kwasne ciasto powinno miec ostro - winny zapach, mysi byc elastyczne i plywac w wodzie.
Kiedy pierwszy raz probowalem zrobic takie ciasto, nic z niego nie wyszlo, drugi raz, tez nic. Zarzucilem ten przepis, i zrobilem ciasto z razowej zytniej maki zmieszanej pol na pol z woda. Ciasto wyszlo, chleb wyszedl ot co. Pewnego razu probowalem zrobic z maki pytlowej bo chleb mialbyc jasny - nic z tego, zaczal pachnac acetonem. Ah i jeszcze to, u mnie nigdy w zasadzie nie ma temperatury powyzej 21C, co szalenie utrudnia pieczenie chlebow.
A wracajac do przytoczonego przepisu, jesli ktos zaeksperymentuje i mu wyjdze, niech da mi znac, bo w koncu chcialbym zjesc chleb, ktory miala szanse jadac moja prababcia:)