Niby narodowe danie, a okazuje się, że bardziej tkwi w świadomości jako komplet ze schabowym, niż faktycznie z nim występuje.
W mojej rodzinie kapusta była ważnym warzywem, od młodej na gęsto i słodko-kwasno, przez surówki, do gołąbków i różnych nadzień, aż po tę jesienną, kiszoną na zimę w dębowej beczce. Dziś beczek nie ma gdzie ustawiać, ale kiszonkę domową z kapusty robi się często i chętnie zjada.
Na tę zasmażaną kapustę mam swój, trochą szybszy sposób. Najpierw sprawdzić, czy nie jest zbyt kwaśna, a jeśli, usunąć nadmiar kwasu przez płukanie. Odcisnąć, przesiekać nożem, aby skrócić dłuższe pasma i przełożyć do szybkowara. Podlać niewielką ilością wody, dodać kilka liści laurowych i kilkanaście kulek ziela ang. Gotować pod ciśnieniem do miękkości, około 15 minut. W tym czasie na głębszej patelni usmażyć na jasno złoty kolor cebulę. Na kilogram kapusty 2 duże cebule. Jako tłuszcz polecam klarowane masło. Ugotowaną kapustę z niewielką ilością wody przełożyć na patelnię z cebulą, przy okazji wyjmując przyprawy, a następnie dodać nowe: kostkę dobrego bulionu, pieprz, pieprz ziołowy, zmielony kminek - mniej więcej po pół łyżeczki. Na małym ogniu zasmażać całość mieszając, aż do połączenia smaków i odparowania nadmiaru wody, tj. ok. 20 minut. Na koniec sprawdzić smak, ew. wygładzić kwaśność szczyptą cukru. I to wszystko. Nie dodaję skwarek, boczku, to nie bigos, ani żadnej zasmażki. Jeśli całość wydaje się za mało związana, może trzeba ją jeszcze przez chwilę odparować. Niezawodnym jednak sposobem na uzyskanie kremowości jest dodatkowa łyżka masła. Tego w tej kapuście nigdy za wiele.
Trochę mi się wydłużył ten wpis, wybaczcie, ale winna to byłam samej kapuście.
