I ja go dziś upiekłam, z przygodami. Zrobiłam ciasto rano (dodając nieco mąki, bo ze zrobionego zgodnie z przepisem wydzielało się masło), włożyłam do lodówki i... zupełnie o nim zapomniałam.
Dopiero wieczorem natrafiłam na kupione do niego węgierki....
Podczas pieczenia okazało się, że moja stara "dwudziestka czwórka" musi być chyba nieszczelna, bo mimo wyłożenia dna papierem zaczęła przepuszczać i wytapiać "soki", o czym przekonałam się, jak zaczęło dymić.
Musiałam otworzyć piekarnik, umyć dno i podłożyć blachę, by dalej nie kapało.
Na szczęście sernikowi to chyba nie zaszkodziło, bo wygląda ładnie. Na upieczenie wystarczyła mu godzina.
Jutro przekonam się o smaku, bo teraz jest jeszcze za ciepły na krojenie.
EDIT:
Po prostu pyszny!