Ja wogole inaczej pieke biszkopty niz pewnie wszyscy inni.
Moja mamusia uczyla mnie piec biszkopt i stosuje sie do jej rad.
A biszkopty wychodza jej zawsze.
Sekretem jest wstawianie biszkopta do ZIMNEGO piekarnika i ustawienie temperatury na ok 100 stopni (jesli piekarnik piecze jak szalony) lub 120 stopni jesli piecze tak sobie.
Gdy biszkopt porzadnie wyrosnie i troche sie podsuszy (moze to trwac nawet godzine, jesli jest to duza forma) zwiekszamy temperature w pierwszym przypadku do 120 lub 150 stopni w drugim przypadku i dopiec do suchego patyczka.
W taki sposob ma sie wszystko pod kontrola.
Kilka razy probowalam piec tradycynie, czyli wstawiac biszkopt do nagrzanego piekarnika i nigdy mi sie nie udal.
Moze sprobuj mojej metody, bo nie ma znaczenia miejsce w piekarniku, nic sie nie przypala.
Mama zawsze mi tlumaczyla, ze biszkopt musi wyrosnac zanim mu sie wierzch przypiecze, jesli natomiast wstawi sie go do zbyt goracego piekarnika to przypiecze mu sie skorupka i nie pozwoli mu wyrosnac.
Cos w tym jest, choc wiem ze sa rozne metody i kazdy ma swoj patent i biszkopty wychodza jak malowane.
U mnie jednak sprawdza sie mamusina metoda. A mama zawsze piekla biszkopt na torta, na spod pod ciasto z galaretka i dwie babki biszkoptowe, dla mnie i dla brata - wszystko na raz w jednym piekarniku.