Otóż, wczoraj w spokoju upiekłam sobie biszkopt. Myślałam żeby wieczorkiem przełożyć już kremami, ale zrobiło się późno i postanowiłam zrobić ro rano, a w południe już tylko udekorować. A tu o 10 rano telefon, że śmietany roślinnej do dekoracji i brzoskwini w puszce nie dzisiaj będzie, tylko jutro. I zaczęło się.. W domu byłam sama z małymi dziećmi, więc nie było mowy o wyjściu do sklepu, a w domu tylko jakaś śmietana w proszku i to jeszcze light, margaryna i jakiś budyń. Biszkopt pokroiłam i przełożyłam już o 9 rano (na szczęście miałam jeszcze puszkę brzoskwiń w domu). Postanowiłam zaryzykować i białą część tortu, czyli "kartki" książki zrobić ze śmietany w proszku. Prawie się lała, ale się udało. okładkę nie mając wyboru postanowiłam zrobić z masy budyniowej. Zmiksowałam więc margarynę, dodałam do niej ugotowany i wystudzony wcześniej budyń i postanowiłam zabarwić na brązowo kakaem. Sypię kakao, ledwo masa złapała jaśniutki odcień brązu, a tu koniec kakao!
Na szczęście miałam brązowy barwnik spożywczy w proszku, więc dokończyłam nim barwienie. Masę budyniową ugłaskałam przy pomocy gorącej wody, bo inaczej jej się lepiej wygładzić nie da, jest taka gęsta. Postanowiłam zrobić różyczki z resztki śmietany w proszku jaka mi została i już piąta różyczka zaczęła mi się dosłownie lać z rękawa
. Myślałam, że oszaleję. Męczyłam je do ostatniej kropli śmietany i coś tam podobnego do różyczek wyszło. Następnie zrobiłam napis... i teraz najlepsze: patrzę o
[...] napis jest do góry nogami
Wiecie jak z tego wybrnęłam
Mój mąż jest leworęczny i wyszło, że to książka dla mojego leworęcznego mężusia
Najważniejsze, że wszystkim się podobało i smakowało

Ufff ale się rozpisałam
Normalnie tak się wczułam, że jeszcze raz to wszystko w myślach przeżyłam