Moja teściowa kiedyś podobnie mięso w słoikach robiła, tylko w większych kawałkach i mniej doprawione. Pamiętam, jak raz z mężem dostaliśmy takie mięsiwo, miało być na obiad na wyjeździe pod namiot, a my, jak tylko poczuliśmy zapach, to zjedliśmy wszystko na poczekaniu prosto ze słoika. U mnie w domu za to w słoiki kładło się usmażone już mięso i dopiero wtedy pasteryzowało. Wersja teściowej bardziej mi smakowała
A z większą ilością przypraw smakuje mi jeszcze bardziej, bo lubię wyraziste smaki.
Edit: dałam mamie na spróbowanie, też jej smakowało, tylko wydaje jej się trochę za słone, ale na chlebie jest ok. Ja mam ogólnie szczodrą rękę do soli, to i łyżki były "z górką". Przepis w każdym razie już zdążyła sprzedać dalej swojej bratowej. Okazało się przy okazji, że mama jest chyba fanką tego faceta z linka, bo go po głosie rozpoznała, gdy rozmawiam z nią przez telefon i jednocześnie oglądałam przepis na YouTube.