Ja je piekę od ok. miesiąca, bo wtedy trafiłam na ten przepis. Moje dzieci je uwielbiają. My zresztą też
. Moje wnioski:
1.W przepisie zmieniam jedynie ilośc miodu- kiedy przeczytałam, że trudno się zagniatają, poprostu wrzuciłam więcej miodu do garnka, bo ja wiem - tak ciut mniej, niż pół szklanki, ale jest to napewno więęęcej, niż 1 łycha. Moim zdaniem pierniczkom to tylko służy.
2.Tłuszczu dałam raz ok. 7dag, innym razem 5 dag- nie zauważyłam szczególnej różnicy. Drożdże dałam świeże- uważam, aby ich nie zaparzyc.
3.Dodając więcej miodu, miałam ciasto lekko lużnawe, ciasto było wtedy ciepłe, ale kiedy chwilkę przestygło przed wałkowaniem, to ładnie mi stężało i bardzo dobrze wykrawało. Ciasto jest jak plastelina, nawet się zdziwiłam , że rąk nie brudzi.
4. Na próbę zrobiłam kilka z powidłami domowej roboty (są gęste). Nałożyłam na ciasto i zlepiłam jak pierożki. Udały się -następnym razem nadzieję ich więcej.
5. Pierniczki wykrawam niezbyt cienkie, bo wolimy miękkie (głównie dzieci) i piekę w temp. niższej (ok. 175*), ale trochę dłużej (20minut). Ważne, żeby nie zrumieniły się zbyt mocno. Rosną pięknie.
Przepraszam, że tak rozwlekle. Rzadko się odzywam, ale język mnie świerzbił
i nie wytrzymałam, że taaaaki przepis się marnuje.
To NAPRAWDĘ DOSKONAŁY PRZEPIS
Ameryki nie odkryłam- o większej ilości miodu pisały w swoich postach Bajaderka i LeNinka, a ja naniosłam sobie te zmiany do mojego zeszytu z przepisami.
Dajcie szansę tym pierniczkom, bo są wspaniałe.
Nutinko, dziękuję za przepis