No to i ja wczoraj wieczorową porą dołączyłam do Was i upiekłam ten pierniczek.
Z całej porcji wyszły 3 sztuki: jedna keksówka 30x12cm, jedna kwardatowa blaszka 23x23cm, resztę wlałam do okrągłej formy jak na babkę (z braku laku) i tu wymiary babkowe średnica 18cm w najszerszym miejscu.
Miałam z tym pieczeniem jednak zabawę. Piernik początkowo wyrósł w piekarniku, ale krzywo i mocno popękał (szczególnie w tej keksówce), potem, gdy minął czas, cała szczęśliwa chciałam już wyjąć go z pieca a tu niespodzianka: góra za chwilę się spali a w środku surowe ciasto.
Zdecydowałam, że wyjmę z pieca kwadratową blaszkę, która już wg mnie się wypiekła w przewidzianym czasie 50 minut, a w to miejsce przeniosłam z niższej półki piernik-babę. I w ten sposób dogrywka trwała kolejne 40 minut.
Dziś z samego rana, wystudzony piernik powyjmowałam z blach, żeby ciasto zawinąć w folię. Odcięłam spieczoną skorupkę z keksówki, reszta była już w porządku. Tylko czy to ciasto od spodu, czyli ta niewystająca z blachy część ma być już teraz takie mokre i lepkie?
Michał powiedział, że pierniczek wyszedł bardzo dobry i nie jest pewne, czy doczeka świąt
, No zobaczymy.
Mam nadzieję, że zdążę go jeszcze przełożyć powidłami.
A teraz kończę, bo do pracy trzeba się spieszyć.
Dziękuję Wam za porady i pozdrawiam.