wczoraj upieczony, dzisiaj po 24 godz. swiezo ukrojony
Jak juz pisalam wyzej, z powodu naglej zmiany planow, musialam cos zrobic z wyrobionym ciastem na pumpernikiel. Wyszla tego ogromna micha, bo porwalam sie tym razem na cala porcje - prawie 3 kg.
Wyrabialm najpierw reka do polaczenia skladnikow, a potem po kawalku w Kiciusiu.
Poniewaz musialam wyjsc z domu, wyjelam ciasto po 1 godzinie z miski (nic nie uroslo) i potraktowalam jak zwykly razowiec. To znaczy zapakowalam go do dwoch form, ale przedtem mokrymi rekoma utoczylam z niego dwa walce.
Przykrylam szczelnie folia aluminiowa i zostawilam samego w domu, liczac ze jednak cos z niego bedzie.
Wrocilam po ok 4 -5 godzinach. Ciasto pieknie przyroslo, tak mniej wiecej 3/4 swojej objetosci (wypelnilo cale formy).
Wstawilam je do piekarnika nastawionego na 150 st C, po paru minutach obnizylam temperature do 120.
Po ok 6 godzinach od momentu wstawienia z niepokojem stwierdzilam, ze piekarnik sam sie wylaczyl. Myslalam, ze sie popsul, a ze byla gleboka noc zostawilam wszystko tak jak jest w wylaczonym, ale cieplym piekarniku.
Rano, po ok 3-4 godzinach piekarnik w dalszym ciagu byl nagrzany, a pumpernikiel w przykrytych w dalszym ciagu formach - piekny, wcale nie wysuszony.
Reasumujac:
Zmiana wyrastania - dobre drugie wyrosniecie jak przy zwyklym razowcu, wyszlo ciastu na dobre.
Pieczenie - 6 godzin w temp. 120 st C, a potem kilka godzin pod przykryciem w cieplym wygaszonym piekarniku - to zupelnie wystarczy.
Chleb jest duzo lepszy jesli chodzi o konsystencje, latwiej sie kroi, ale smak (bosssski!) pozostaje ten sam.
PS.
a najwazniejsze, ze moj kochany piekarnik wcale sie nie popsul. zadzialal po prostu termostat, ale w nocy nawet nie przyszlo mi do glowy, zeby to sprawdzac.