Jak się powiedziało A to należałoby powiedzieć też B czyli czas na podsumowanie. Niestety to nie to co tygrysy lubia najbardziej. Bezy jak bezy, w tortach bezowych standard
choć dodatek orzechów i cynamonu jest tu miłą niespodzianką. Natomiast duże
nie dla kremu. Pracochłonny, czasochłonny, garnkochłonny i mikserochłonny a efekt końcowy tego w żaden sposób nie rekompensuje. Krem mi wyszedł, nie zważył się ale jest masłowaty i mdły pomimo doddatku alkoholu, który też mi tu nieco zgrzyta. Bo jeśli krem na maśle to wolę mój standardowy z dodatkiem budyniu. Jeśli natomiast z nutą alkoholu to genialnie się w tej wersji sprawdza masa na bazie mascarpone. Tu uzyskałam efekt "pomiędzy", który poprostu nie był dla podniebienia zaskoczeniem, ot taki sobie krem.
Tort bezowy jako taki to jedna z moich najbardziej ukochanych słodkości - tych na których tuczę się niemiłosiernie bo bez względu na to jak jest słodki po 5 minutach przerwy i dwóch łykach herbaty mogę sobie nałożyć kolejną porcję. W tym przepisie baza jest super i moje grymasy wynikają wylacznie i tylko z ogromnego doświadczenia
w pożeraniu różnej wersji bezotortów a co za tym idzie oczekiwania, że nowy przepis zaskoczy mnie jeszcze bardziej niż poprzedni. Jednym słowem oczekiwałam gwiazdek przed oczami i motylków w brzuchu
, które się w tym wypadku nie pojawiły co nie oznacza, ze się nie pojawią u innych.