Według mnie to ciasto zawsze się musi udać. Po tym jak mnie sie dzisiaj udało A robiłam tak:
Do maszyny wrzuciłam drożdże, potem
odważyłam mąkę, odmierzyłam sól i wodę i właczyłam wyrabianie na 8 minut. W trakcie wyrabiani sypnęłąm mąki, bo kulka była jakś rzadka.
Po kilku minutach kolejne osiem minut i zabrałam się do przekładania kulki do miski. Ale dalej była za miękka
I wtedy spłynęło na mnie olśnienie: w przepisie jest 2,5 szklanki a nie 25 dkg!!! A niby okularów nie muszę nosić
Więc zważyłam 2,5 szklanki mąki, potem odebrałam z tego 25 dkg i jeszcze troszkę i to, co zostało, wrzuciłam do maszyny. Niestety suchej mąki było za dużo, więc maszyna zrobiła z niej fontannę i ubieliła sie w środku :|
Więc wyjęłam kubełek i odsypałam część mąki, przytrzymując ciasto, żeby nie wpadło do kubła ze śmieciami. I dolałam trochę wody i znowu właczyłam wyrabianie - po raz CZWARTY na te nieszczęsne osiem minut.
No i wreszcie przełożyłam je do miski i przykryłam folią. A miskę zostawiłam w maszynie, żeby było ciepło, bo nie miałam aż pół godziny dla ciasta (praca
)
I pobiegłam do pracy, bo już byłam spóźniona. Po drodze przypomniałam sobie, że ciasto ma być w lodówce
- zadzwoniłam do mamy, która je na szczęście znalazła i do lodówki litościwie wsadziła.
Po 6 godzinach ciasto wyjęłam i dalej zrobiłam już
według przepisu. Pieknie sie rozciągnęło - placek miał 50 cm średnicy - i upiekło.
I było pyszne!
Więc chyba nie da się tego ciasta zepsuć
PS. W jakimś dłuższym opisie autora, który był w pliku pdf, jest opis robienia, kiedy ciasto w lodówie krócej siedzi (ale w trakcie trzeba je wyciągnąć i zagnieść) - to mnie natchnęło, że mozna je zrobic wjeden dzień.